Cel: przeżyć
Planowanie

Cel: przeżyć, czyli o planowaniu awaryjnym

Co zaplanowane, to zrobione. To przekonanie bardzo mocno pracuje u mnie na co dzień, zresztą wspominałam już nieco o tym przy ustawianiu priorytetów. Dlatego niezmiennie jestem zdania, że planowanie nie przeszkadza, tylko kieruje nas w tę stronę, którą świadomie wybieramy. Nie znaczy to jednak, że w każdym momencie roku powinno się planować tak samo i w ten sam sposób zapisywać swój cel.

Nie było celów miesięcznych

Tak, założyłam sobie kolejny okres działania w systemie 12-tygodniowego roku, realne cele na te trzy miesiące były zapisane, tabelka z habit trackerem rozrysowana. I wtedy przyszedł maj. Zamieszał w moim planie. Bo okazało się, że wpisane – a jakże – na ten czas zadania same w sobie wypełniają kolejne dni i z celów rozwojowych robi się przymusowa checklista do odhaczenia. A przecież z takiego samorozwoju satysfakcji nie ma.

Te półtora miesiąca, kiedy deadline gonił deadline, to w moim bullet journalu czarna dziura. Spojrzysz i no dosłownie: nic nie zrobiła, pomyślisz. Z osiąganiem w talentach bardzo lubię mieć naoczne świadectwa wykonanych zadań: wykreślone listy, odhaczone punkty, chociażby kliknięte w kalendarzu Google wydarzenia. Wtedy czarno na białym zwalczam poczucie, że „nic takiego nie zrobiłam”. Ale kiedy cel jest jeden – złożyć ten grant (zapisać cele, określić zadania, oszacować koszty, wypełnić oświadczenia…), nic specjalnego nie trzeba – i nie chce się! – planować.

Odnaleziona elastyczność

I wiesz, że to niczego nie neguje? Przeżyłam ten miesiąc z trzema deadline’ami dużych projektów i 8 dniami międzynarodowych warsztatów. Zadbałam o jeden jedyny aspekt – codzienną dawkę ruchu, wyspałam się i… zostawiam czarną dziurę za sobą. Nową czystą kartkę zapisuję planami na czerwiec, bo nigdy planowania się nie wyrzekłam. Na czerwiec, bo nie muszę czekać na nowy tydzień, nowy miesiąc, nowy 12-tygodniowy rok. Luz w głowie to ostatnimi czasy ten stan, który cieszę się, że nareszcie odnalazłam.

A Ty jak planujesz, kiedy robi się gorąco?

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.